Pożegnanie...

Chciałabym Wam opowiedzieć o śmierci. 
O godności odchodzenia i radości z pożegnań. 
Chciałabym Wam pokazać, że nie należy się bać tego dnia. Zapewne dla większości z Was nie jest to łatwy temat, ale chciałabym abyście spojrzeli na to moimi oczami. Oczami osoby, która przygarnęła starego, schorowanego kota i dała mu szansę na spokojną i godną emeryturę.


Furu nie była tylko kotem, była naszą przyjaciółką bez której będzie inaczej. Wiem, że nie będzie mnie już witać po powrocie z pracy, siedząc na kanapie i prosząc o całusa w czółko, o wzięcie na ręce i przytulenie. Wiem, że będzie inaczej. Wiedziałam o tym 14 miesięcy temu, kiedy to Furu zamieszkała pod naszym dachem i wniosła swoją wyjątkową osobowość w nasze skromne 4 ściany. Wiedziałam, że ten dzień nadejdzie. Prędzej czy później. Ale Furu była waleczna. Walczyła od początku do końca. Ale do tego tanga trzeba było trojga. My walczyliśmy, Furu walczyła, ale jej drobne ciałko przestało. Z dnia na dzień robiło się lżejsze, delikatniejsze, prawie przeźroczyste.
Wczoraj podjęliśmy decyzję, że dzisiejszy dzień będzie dla niej i dla nas ostatnim dniem tej wyjątkowej znajomości i wspólnej przygody. Dziś nie było żadnych leków ani kroplówek. Po prostu zwykły dzień, zwykły poranek. Po południu pojechaliśmy do parku na ostatni spacer po trawie, na ostatnie wygrzanie się w słońcu. Póki jeszcze Furu miała siłę chodzić chcieliśmy podarować jej chociaż te dodatkowe parę chwil szczęścia. Potem z radością w sercu można było się pożegnać. Wiedząc, że będąc z nami zaznała spokoju, szczęścia i miłości. Wiedząc, że nie pozwoliliśmy jej cierpieć, tylko odejść z godnością na jaką zasłużyła.



Furu- zawsze waleczna kocica o wielkim sercu i najwymowniejszym spojrzeniu.

Właśnie taka Furu pozostanie w naszych sercach.

Furu odeszła z naszą pomocą i w naszych rękach 4 października 2014 roku. Dziś jest druga rocznica tego dnia. Wtedy jednak nie prowadziłam więc dopiero teraz, po dwóch latach mogę puścić w świat ten wpis.

Komentarze